Wyroby autopodobne z Chin są w mediach chwalone, a informacje o ekspansji i zagrożeniach dla sprawdzonych marek zalewają internet.
Udało mi się wysupłać rodzynkę, historię co prawda z Sovietii, ale wydaje się symptomatyczną, bo opisującą perypetie amatora kitajskich luksusów w rozsądnej cenie.
Oczywistym, że poprawka się należy, Towarzysze Kitajce, rynkiem Kraju Rad zupełnie się nie przejmują, bo tam nie mając wyjścia, biorą jak leci i nie narzekają na jakość.
Jednak nawet z pewną dozą wyrozumiałości, że europejski rynek jest lepiej traktowany przez Chiny i standardy wykonania są jednak wyższe, to mimo medialnych ochów i achów, sam bym owej chińszczyzny nie łyknął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz